Konstruktor Trurl sporządził raz maszynę, która umiała robić wszystko na literę n. Kiedy
była gotowa, na próbę kazał jej zrobić nici, potem nanizać1 je na naparstki2 . [...] Wykonała
polecenie co do joty, ale ponieważ nie był jeszcze pewny jej działania, kolejno musiała zrobić
nimby, nausznice, neutrony, nurty, nosy, nimfy i natrium. [...] Zaprosił wtedy do siebie
konstruktora Klapaucjusza, przedstawił go maszynie i tak długo wychwalał jej nadzwyczajne
zdolności, aż ów rozgniewał się skrycie i poprosił, aby i jemu wolno było coś jej rozkazać.
– Proszę bardzo – rzekł Trurl – ale to musi być na n. [...]
– Maszyno! Masz zrobić Nic!
Maszyna przez dłuższy czas w ogóle się nie ruszała. Klapaucjusz jął zacierać
z zadowolenia ręce. Trurl zaś rzekł:
– O co ci chodzi? Kazałeś jej nic nie robić, więc nic nie robi! [...]
– Skądże! Miała zrobić Nic, a tymczasem nie zrobiła nic, więc wygrałem. Nic bowiem,
mój ty przemądrzały kolego, to nie takie sobie zwyczajne nic, produkt lenistwa i niedziałania,
lecz czynna i aktywna Nicość, to jest doskonały, jedyny, wszechobecny i najwyższy Niebyt we
własnej nieobecnej osobie!! [...]
Naraz rozległ się jej spiżowy3 głos:
– Przestańcie się kłócić w takiej chwili! Wiem, co to Niebyt, Nicość, czyli Nic, ponieważ
te rzeczy należą do klucza litery n, jako Nieistnienie. Lepiej po raz ostatni przyjrzyjcie się
światu, bo wnet go nie będzie...
Słowa zamarły na ustach rozjuszonym konstruktorom. Maszyna w samej rzeczy robiła Nic,
a to w ten sposób, że kolejno usuwała ze świata rozmaite rzeczy, które przestawały istnieć,
jakby ich w ogóle nigdy nie było. [...]
– Ojej! – rzekł Trurl. – Żeby coś z tego złego tylko nie wynikło...
– E, co tam! – rzekł Klapaucjusz. – Przecież widzisz, że ona nie robi wcale Nicości
Generalnej, a jedynie Nieobecność wszystkich rzeczy na n, nic się nie stanie, bo też ta twoja
maszyna całkiem do niczego!
– Tak ci się tylko wydaje – odparła maszyna. – Zaczęłam, istotnie, od wszystkiego, co na
n, bo było mi to bardziej familiarne4 , ale co innego jest zrobić jakąś rzecz, a co innego usunąć
ją. Usuwać mogę wszystko, z tej prostej przyczyny, że umiem robić wszyściuteńko, ale to
wszyściuteńko na n, a więc Niebyt jest dla mnie fraszką. Zaraz was nie będzie ani niczego. [...]
– Ależ to... – zaczął przestraszony Klapaucjusz i w tej chwili zauważył, że istotnie już nie
tylko na n nikną różne rzeczy: przestały ich bowiem otaczać kambuzele, ściśnięta, wytrzopki,
gryzmaki, rymundy, trzepce i pćmy.
– Stój! Stój! Cofam to, co powiedziałem! Przestań! Nie rób Niebytu!! – wrzeszczał na całe
gardło Klapaucjusz [...]. – A gdzież są kambuzele? Gdzie moje murkwie ulubione? Gdzie pćmy
łagodne?!
– Nie ma ich i nigdy już nie będzie – odparła spokojnie maszyna. – Wykonałam, a raczej
zaczęłam wykonywać to tylko, coś mi kazał... [...]
– Niech ci będzie, nie mówmy już o tym – rzekł Klapaucjusz. – Już niczego od ciebie nie
chcę, śliczna maszyno, tylko proszę, zrób murkwie, bo bez nich życie mi niemiłe...
– Nie umiem tego, ponieważ są na m – rzekła maszyna. [...] – Murkwi nie będzie [...]. –
Popatrz, proszę, na świat, jaki jest cały pełen olbrzymich czarnych dziur, pełen Nicości, która
wypełnia bezdenne otchłanie między gwiazdami, jak wszystko dookoła stało się nią podszyte,
jak czyha nad każdym skrawkiem istnienia. To twoje dzieło, mój zawistniku! Nie sądzę, żeby
następne pokolenia miały cię za to błogosławić...
– Może się nie dowiedzą... Może nie zauważą... – wyjąkał pobladły Klapaucjusz, patrząc
z niewiarą w pustkę czarnego nieba, [...] i wrócił chyłkiem5 do domu – świat zaś po dziś dzień
pozostał już cały podziurawiony Nicością. [...]
Stanisław Lem, Jak ocalał świat, [w:] tegoż, Bajki robotów, Kraków 2003.